Tekst "Przypomnijmy o Rotmistrzu" został opublikowany m.in. na forum Salon24.pl, 19.01.2008)
W sześćdziesiątą rocznicę sądowego mordu na Witoldzie Pileckim mamy obowiązek przywrócenia pamięci o jego Postaci. Taka jest idea rozpoczętej niedawno akcji. Do uczestnictwa w niej zaproszeni są wszyscy ludzie dobrej woli.
Zastanawiając się nad hasłem, które w sposób najpełniejszy oddało by sens podjętych działań, wybrałem imperatywną formę czasownika „przypominać”. I nie bez przyczyny. W ciągu ostatnich lat wielokrotnie miałem okazję przekonać się, że nazwisko ś.p. Rotmistrza wielu jego rodakom nie kojarzy się z niczym. W roku 2008 zdarza się spotkać absolwenta uniwersytetu, który nigdy nie słyszał o Witoldzie Pileckim.. Bez cienia przesady można stwierdzić, że ów Bohater jest „wielkim nieobecnym” w świadomości Polaków. A przecież dokonania żołnierza wojny 1920 r., wojny obronnej 1939, twórcy podziemnej organizacji w KL Auschwitz, uczestnika Powstania Warszawskiego i ofiary komunistycznego bezprawia, stawiają Witolda Pileckiego w rzędzie największych spośród wielkich.
I to nie tylko w skali historii Polski. Wartości, których obronie poświęcił życie Rotmistrz, mają charakter uniwersalny i ponadczasowy. Przeciętny Japończyk, Turek, Hindus, Norweg, czy Amerykanin doskonale rozumie, czym jest honor, wytrwałość, odwaga, poświęcenie oraz miłość ojczyzny. U progu trzeciego tysiąclecia od narodzenia Chrystusa, zwyczajni mieszkańcy globalnej wioski coraz lepiej zdają sobie również sprawę, że deficyt owych wartości pociąga za sobą trudne do oszacowania straty. Coraz częściej uświadamiamy sobie, że znaczna część problemów, z którymi się borykamy, w jakiejś mierze wynika również z zaniku heroicznego wymiaru życia. Także z tego względu Postać uosabiająca wszystko, co najszlachetniejsze w naszej tradycji, powinna stać się trwałym punktem odniesienia dla człowieka XXI w. Żeby tak się mogło stać, wszyscy musimy się zdobyć na wysiłek anamnezy. Musimy sobie i innym przypomnieć, że był wśród nas Człowiek takiego formatu. Musimy sobie uświadomić, że biografia Witolda Pileckiego w pewnym sensie stanowi apogeum i podsumowanie wielu polskich losów. Heroicznych losów, bezimiennych często, Polek i Polaków. Przywrócenie pamięci o Rotmistrzu będzie również wyrazem hołdu wobec wszystkich zapomnianych bohaterów zmagań ze złem XX wieku. Ideały, za które oddali życie, winniśmy ocalić również ze względu na przyszłe pokolenia. Oddanie sprawiedliwości poprzednikom jest wyrazem troski także o naszych następców. Jest wyrazem troski o trwałość fundamentów polskiej i europejskiej kultury. Jest przejawem troski o fundament człowieczeństwa.
Co w praktyce oznacza hasło „Przypomnijmy o Rotmistrzu”?
Po pierwsze żywię głębokie przekonanie, że tzw. „Raport Witolda” z 1945 r. powinien stać się lekturą obowiązkową. Zarówno w szkole, jak i poza nią. Ci, którzy już zapoznali się z relacją Rotmistrza z Auschwitz wiedzą, że chociaż często samym opisom odtwarzanej rzeczywistości trudno sprostać, wnioski, do jakich dochodzi Autor, a także przesłanie jego świadectwa godne są nawet najwyższego trudu. To właśnie etyczny uniwersalizm „Raportu Witolda”, skłonił mnie do przekonania, że ów dokument powinien być znany nie tylko w Ojczyźnie Rotmistrza. „Raport Witolda” powinni czytać wszyscy. (Przy okazji raz jeszcze polecam doskonałe opracowanie Adama Cyry pt. „Ochotnik do Auschwitz”.) Dlatego też powinniśmy jak najszybciej wystarać się o przetłumaczenie „Raportu Witolda” na języki obce i jego opublikowanie w Internecie. Mam nadzieję, że wśród osób zaangażowanych w akcję znajdą się wolontariusze, którzy pomogą w dokonaniu przekładów. Być może już teraz wśród czytających są osoby, które zechciały by przetłumaczyć fragmenty cytowane w moim tekście pt, „Kto wytrwa do końca”..(?) Tyle odnośnie pierwszego z celów naszej akcji.
Po wtóre, powinniśmy postarać się o silny lobbing względem poważnej, zagranicznej wytwórni filmowej. Sądzę, że zainteresowanie tematem Mela Gibsona jest możliwe. Nakręcenie superprodukcji na podstawie nieprawdopodobnych, a przy tym autentycznych (sic!) losów polskiego Bohatera, jest przecież „skazane” na sukces. Również w wymiarze ekonomicznym. Projekt, czy raczej pomysł projektu, któremu pozwoliłem sobie nadać roboczy tytuł „Volunteer for Auschwitz”, odpowiada potencjałowi i doświadczeniu twórcy „Braveheart”. Oczywiście nie zamierzam a priori przekreślać innych (niż Mel Gibson) opcji. Podstawową kwestią dla oceny każdej z nich jest wymóg absolutnej wierności scenariusza względem faktów. Mam nadzieję, że wszyscy zgodzą się, że biografii rotmistrza Pileckiego nie wolno „naginać” i „dopasowywać” do czyichkolwiek oczekiwań. Twórca „Związku Organizacji Wojskowej” w KL Auschwitz zasługuje również na to, by jego postać stała się głównym bohaterem zrealizowanego z rozmachem, filmowego eposu. Nie zaś jednym z elementów tła. Takie założenia przyświecały mi, kiedy pod koniec listopada ub. roku wysyłałem do wytwórni Icon krótkie dossier na temat Witolda Pileckiego. Jak słusznie zauważyli niektórzy komentatorzy, jeden list (choćby nawet był wysłany na kilka adresów), z pewnością nie wystarczy. Jeśli poważna wytwórnia miałaby serio zainteresować się produkcją wysokobudżetowego filmu, osadzonego w realiach II wojny światowej, z pewnością trzeba będzie, napisać w tej sprawie jeszcze nie jeden list. Ufam, że zechcą go podpisać wszyscy, którym bliska jest idea upamiętnienia Rotmistrza.
Początki naszej inicjatywy można uznać za obiecujące. Dla porządku przypomnę, że akcję „Przypomnijmy o Rotmistrzu” ogłosiłem 6 stycznia i ma ona trwać do końca bieżącego roku. Muszę przyznać, że jak dotąd odzew był nadspodziewanie dobry. Wielka w tym zasługa takich osób, jak Aleksandra Solarewicz, Liliana Sonik, Andrzej Pilecki, ks.Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Piotr Hlebowicz, Michał Chlipała, Stefan Mucha i Piotr Hańderek. Osoby te jako pierwsze nie tylko zadeklarowały wsparcie, ale również zadały sobie trud informowania innych. Wiem, że podjęły się tego również inne osoby. Wymieniam jedynie tych, którzy mi o tym wspomnieli i których tożsamość jest mi znana. Mnie osobiście udało się rozesłać zaproszenie do udziału w akcji do ponad tysiąca sześciuset adresatów na całym świecie. Dotychczasowe wyrazy wsparcia (czego dowodem załączona poniżej lista instytucji) nie tylko napawają optymizmem, ale również świadczą o wielkiej potrzebie przywrócenia postaci Witolda Pileckiego naszej powszechnej świadomości. Potwierdzają to również napływające do mnie maile. Wszystkim, którzy do tej pory zechcieli się włączyć w przypominanie - sobie i innym - o Rotmistrzu, dedykuję fragment listu, jaki otrzymałem od prof.Jerzego Ombacha, matematyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego: „Rtm.Pilecki to jeden z wielu zapomnianych prawdziwych bohaterów i bardzo dobrze, że są ludzie, którzy myślą o upamiętnieniu tej postaci.”
Świadectwo ochotniczego więźnia Auschwitz powinno być znane wszystkim rodakom Rotmistrza. Równie dobrze, jak data bitwy pod Grunwaldem czy wybuchu II wojny światowej. Spore nadzieje odnośnie popularyzacji biografii rtm.Pileckiego (przede wszystkim wśród młodego pokolenia), pokładam w artystach. Jak się dowiedziałem, znajomych plastyków zachęcił w moim imieniu do tematu nasz „kulturowy rębajło” Lach (niestety nie znam imienia). Oby już wkrótce na półkach księgarskich pojawiły się komiksy o Witoldzie Pileckim. Oby w księgarniach Berlina, Paryża, Nowego Jorku, Londynu, Moskwy i Tel-Awiwu można było nabyć ich przetłumaczone wersje. Nie zapominajmy, że w ostatnich latach coraz więcej naszych bliższych i dalszych sąsiadów, interesuje się nie tylko tanim piwem na krakowskim Rynku, ale i wspaniałą, choć często tragiczną historią naszego kraju. Żywię nadzieję, że przy okazji naszej akcji niejednego z zagranicznych studentów, doktorantów, filmowców (sic!) i innych „poszukiwaczy tematów”, uda się zainteresować postacią Rotmistrza. Tym bardziej my sami powinniśmy rozpocząć pracę u podstaw. Dla upamiętnienia świadectwa Witolda Pileckiego liczy się każdy, choćby najdrobniejszy gest. Obecnie bowiem mamy do czynienia z sytuacją, gdy - o czym w mailu pisze Michał Rżysko - nawet mieszkańcy ursynowskiej ulicy noszącej imię Rotmistrza „nie są w stanie powiedzieć czegoś więcej o jednym z naszych największych bohaterów.”
Podkreślam jeszcze raz: akcja ma charakter otwarty. Zarówno w sensie podmiotowym - zaproszone są wszystkie osoby i instytucje, którym idea wydaje się bliska. Ale także w sensie merytorycznym. Wspólne starania na rzecz realizacji dwóch najważniejszych celów akcji – upowszechnienia „Raportu Witolda” i doprowadzenia do powstania filmowej superprodukcji, nie znajdują się przecież w konkurencji z inicjatywami, które także zakładają popularyzowanie postaci Rotmistrza. Liczy się każdy głos. I każda, choćby najdrobniejsza, inicjatywa. Z pewnością wysiłki będę skuteczniejsze, jeśli połączymy siły. Jeśli przynajmniej będziemy się wzajemnie informować o nowinach.
W tym kontekście z radością powitałem propozycję, z jaką wystąpił Stefan Mucha, szef londyńskiego wydawnictwa Aquila Polonica Ltd. Według niego warto byłoby także podjąć starania na rzecz realizacji filmu dokumentalnego o Witoldzie Pileckim. Na przykład pod auspicjami telewizyjnego History Chanel, albo Discovery. Jak dotąd nie powstał przecież ani jeden przeznaczony dla widza anglojęzycznego dokument na temat twórcy organizacji podziemnej w KL Auschwitz. Co więcej, na produkcję fabularnej superprodukcji w stylu kina akcji, trzeba wyłożyć parę milionów dolarów. Tymczasem koszty związane z powstaniem filmu dokumentalnego zamykają się w kwocie „zaledwie” kilkuset tysięcy USD. Na marginesie omawiania tego pomysłu pan Mucha podzielił się ze mną ciekawą informacją. Jego nieżyjący już znajomy, Józef Garliński – nota bene kolega Witolda Pileckiego z Auschwitz, a także autor książki „Oświęcim walczący”, swego czasu zaproponował dużej amerykańskiej wytwórni nakręcenie filmu o Rotmistrzu. Negocjacje były o krok od sukcesu. Potencjalny producent postawił jednak warunek: Witold Pilecki musi zostać przedstawiony jako Żyd. W rezultacie braku zgody, projekt spalił na panewce.
Jak zauważył pan Andrzej Pilecki, postać jego świętej pamięci Ojca jest mało znana i pamięć o niej powoli przebija się przez nawałę spraw bieżących. W sposób szczególny słowa te można odnieść do mediów. Dlatego tym bardziej powinniśmy działać „oddolnie”. Za pomocą „środków ubogich”. To one rodzą największe dobro i są szkołą prawdziwego patriotyzmu. Wszystkim, którzy do tej pory wykazali tę dozę odwagi, jakiej potrzeba do włączenia się w naszą inicjatywę, raz jeszcze z serca dziękuję. Wobec pozostałych zaproszenie ponawiam.
Tym zaś, którym się wydaje, że cele naszej akcji są jednak zbyt ambitne, chciałbym zadać dwa pytania. Czy jesteście absolutnie pewni, że realizacja powyżej zarysowanych celów przerasta możliwości obecnego pokolenia Polaków? I jak to wyzwanie ma się do tych, które tyle razy w swoim życiu podejmował nasz Bohater?
Przypomnijmy o Rotmistrzu. Wszystkim.
Zobacz także:
tekst i dyskusja w S24
wtorek, 26 lutego 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz