„W nocy z soboty na niedzielę spałem na sali bloku 20 i śniłem niezwykły sen: wpadam do jakiejś szopy, gdzie stoi piękny koń; gdybym nie był kawalerzystą i nie znał maści, powiedziałbym koloru białego jak mleko.” – Witold Pilecki „Raport Witolda”
„Teraz, będąc materiałem na wywózkę, musiałem coś poczynić ze swoją osobą, no i nie jechać do "obozów gorszych". (…) nie zostałem wcielony do nowego transportu, który odszedł w dwóch rzutach (11 i 12 kwietnia 1943 r.) - obydwa do Mauthausen. (…) w marcu i kwietniu tego roku wywieźli 7,5 tysiąca zdrowych Polaków. Wtedy zdecydowałem, że dalsze siedzenie moje tutaj jest już zbyt dla mnie niebezpieczne i niełatwe. Po przeszło 2,5 latach trzeba by zaczynać pracę "wiązania" od nowa, z nowymi ludźmi. (…) Jest zawsze pewna różnica pomiędzy powiedzeniem, że się zrobi a samym dokonaniem tego. Dawno już, przed laty, pracowałem nad tym żeby te dwie rzeczy spajać w jedną całość. Lecz przede wszystkim byłem wierzącym i wierzyłem, że jak Bóg zechce pomóc, to wyjdę na pewno. (…)
Obok innych brutalnych i prymitywnych sposobów wykańczania, były apele z przedłużanymi stójkami - jeden ze sposobów cichego wykańczania. Potem zaszła zmiana w sposobach mordowania na bardziej "kulturalne"... gdy dziennie kończono gazem i fenolem tysiące, a później liczba przywożonych transportów do gazu doszła do 8 tysięcy ludzi dziennie. W tym postępie "kultury", odrzucając kończenie kijem, zdecydowano, że śmiesznym już jest ciche kończenie na stójkach apelowych, nikłe w skutkach w porównaniu z równie cichym kończeniem gazem (…). Porównywałem wtedy obrazki obozowe z roku 1940 na 1941 rok, gdy esesman w obecności nas kilkunastu wpadł nagle w szał i zamordował dwóch więźniów, a potem zwrócił się do nas, widząc wzrok wbity w siebie, jakby raptem potrzebował się usprawiedliwić, wyrzucił z siebie szybko: "Das ist ein Vernichtungslager!" [to jest obóz zagłady – przyp. MT] (…) Ciekawe, jak zdołają wymazać z pamięci: pracę komór gazowych i sześciu już krematoriów.
Nic się nie zmieniło w stosunku do złapanych na nieudanej ucieczce. Znowu powiesili dwóch na placu ku odstraszeniu ich przyszłych naśladowców. Spojrzeliśmy wtedy z Jasiem na siebie i powiedzieliśmy sobie wzrokiem: "No cóż? Obie strony będą próbować. My będziemy próbować wyjść, a oni niech próbują łapać." (…)Mieliśmy do Świąt Wielkanocy zaledwie kilka dni... Postanowiliśmy korzystać ze świąt jak z okresu, w którym wśród esesmanów, kapów i wszelkich władz obozu pod wpływem wódki panowało swego rodzaju rozluźnienie i mniejsza czujność. (…) W niedzielę, w pierwszy dzień świąt, piekarnia nie funkcjonowała, ale w poniedziałek zaczynała pracę. (…) W nocy z soboty na niedzielę spałem na sali bloku 20 i śniłem niezwykły sen: wpadam do jakiejś szopy, gdzie stoi piękny koń; gdybym nie był kawalerzystą i nie znał maści, powiedziałbym koloru białego jak mleko. Szybko wrzucam siodło na tańczącego na uwięzi konia, ktoś przynosi mi biegiem derkę, podciągam popręgi zębami (zwyczaj mój z lat 1919/20), wskakuję na siodło i wyjeżdżam z szopy. A do konia już bardzo tęskniłem...
(…)Ruszyliśmy w drogę. Pomyślałem wtedy, ile to razy przekraczałem tę bramę, lecz nigdy tak jak teraz. Teraz wiedziałem, że wrócić w żadnym razie nie mogę. Już z tego powodu poczułem radość i jakby skrzydła. Lecz do odlotu było jeszcze daleko. Maszerowaliśmy szosą koło garbarni. Dawno tutaj nie byłem. Przechodząc, rzucałem wzrokiem na budynki, dziedziniec, w myśli przebiegając wszystkie tu prace moje i postacie kolegów, z których część już nie żyła. W miejscu gdzie wypada szosa, którą szliśmy od obozu na inną, przy której stały domy miasteczka, rozdzieliliśmy się na dwa oddziałki. Dwóch piekarzy i aż trzech esesmanów poszli szosą w prawo, w kierunku mostu, do małej piekarni. (…) Mieliśmy próbować wyjścia z piekarni po drugim wypieku, gdyż po pierwszym było zbyt wcześnie. Tymczasem przeszedł pierwszy, drugi, trzeci i czwarty wypiek, a my wciąż jeszcze nie mogliśmy wyjść z piekarni. Tak jak przy pasjansie karty muszą się ułożyć i trzeba robić najrozmaitsze ich przekładanie i tasowanie, by pasjans się udał, tak również i tu krzyżujące się przebiegi piekarzy po mąkę, piłowiny, węgiel, wodę, odwożących gotowe już bochenki, wzajemnie sobie krzyżowały drogi w najrozmaitszych kierunkach, gmatwane jeszcze przez chodzących w ślad za nimi dozorujących esesmanów, musiały również tak się układać, by umożliwić nam znalezienie się w pewnym momencie w pobliżu drzwi nie objętych wzrokiem ani esesmana, ani piekarzy. A stawką tego pasjansa było życie.
Byliśmy zamknięci w piekarni z powodu konieczności wykonywania pracy, która musiała być robiona szybko i nie mogliśmy hamować biegu pracy innych piekarzy. Oblewaliśmy się potem z powodu wielkiego gorąca. Piliśmy wodę nieomal wiadrami. Usypialiśmy czujność esesmanów i piekarzy, robiąc wrażenie, że zajęci jesteśmy tylko pracą. We własnych oczach byliśmy, jak rzucające się, zamknięte w klatce zwierzęta, pracujące całym sprytem nad ułożeniem warunków wyjścia z klatki, koniecznie jeszcze tej nocy. Godziny biegły. Pasjans gmatwał się, nie układał, wyjście na razie było nie do zrealizowania. Możliwości to się zwiększały, to znowu zmniejszały. Napięcie nerwów to słabło, to przybierało na sile. Drzwi były na widoku. Esesmani chodzili w przód i w tył podchodząc do samych drzwi. (…)
Jasiek [Jan Redzej, w KL Auschwitz nr 5430– przyp. MT] zdwoił siły, u mnie zdwojone było napięcie wszystkich nerwów - drzwi jednak wydawały się mocniejsze od nas. Włożyliśmy w nacisk na drzwi cały wysiłek, na jaki nas było stać, gdy wtem... gwałtownie i bezdźwięcznie rozwarły się one przed nami. Powiało chłodem na rozpalone nasze głowy, błysnęły gwiazdy na niebie, jakby mrugając porozumiewawczo. Wszystko to zmieściło się jakoś w jednym mgnieniu oka. Skok w ciemną przestrzeń i bieg w kolejności: Jasiek, ja, Edek [Edward Ciesielski, nr 12969 – przyp. MT]. Jednocześnie sypnęły się za nami strzały. Jak biegliśmy szybko - trudno opisać. Kule nas nie tknęły. Rwaliśmy powietrze w strzępy szybkimi ruchami rąk i nóg. (…) Dalej, z lewej strony toru, obrałem kierunek na wschód, wzdłuż Wisły. Orientować się było łatwo, niebo było pełne iskrzących gwiazd. Już czuliśmy się w jakimś stopniu wolni. Od całkowitego uczucia wolności dzieliło nas jeszcze ciągle niebezpieczeństwo.
Rozpoczęliśmy bieg na przełaj. Z prawej strony zostawało miasteczko Oświęcim. Przesadzaliśmy rowy, przebiegaliśmy w poprzek drogi, biegliśmy po zaoranych polach i po łąkach, zbliżaliśmy się do Wisły, to znów oddalali, w zależności od skrętów rzeki. Później dopiero mogliśmy podziwiać, ile człowiek potrafi znieść, gdy pracują wszystkie nerwy. Zdobywaliśmy wznoszące się w górę zaorane pola, zjeżdżaliśmy po cementowanych skarpach, wdrapywaliśmy się jak koty na skraj regulowanych jakichś kanałów. Ominął nas, dopędzając, jakiś pociąg, gdy szliśmy wzdłuż torów. (…)
Już dniało. Nie było dla nas większej osłony. Ciemny pasek lasu czernił się daleko na horyzoncie. Zrobiło się jasno zupełnie. Tuż, przy brzegu Wisły, stała wieś. Na wodzie kołysały się łódki, własność mieszkańców tej wioski. Postanowiłem przepłynąć łodzią przez Wisłę. Łodzie były przycumowane łańcuchami do wbitych pali. Łańcuchy zamknięte na kłódki. Obejrzeliśmy łańcuchy. Jeden z nich był połączony z dwóch kawałków za pomocą śruby. Jasiek wyjął klucz (kawał sztaby z otworem na mutrę), którym odkręcał śrubę w piekarni. Zaskoczył nas znowu zbieg okoliczności. Klucz akurat pasował na mutrę. Odkręciliśmy mutrę, łańcuch rozszedł się na dwoje.
Wschodziło właśnie słońce. Wsiedliśmy do łódki i odbiliśmy od brzegu. W każdej chwili mógł ktoś wyjść z domów wioski, odległych zaledwie od nas o kilkadziesiąt kroków. Kilkanaście metrów przed przeciwległym brzegiem łódź natknęła się na mieliznę. Nie mieliśmy czasu na spychanie. Skoczyliśmy do wody i brnęliśmy dalej pieszo, brodząc po pas aż do brzegu. Zgrzane przez całonocny bieg ciało i stawy zareagowały. Na razie nic jeszcze nie czuliśmy, szybko wyskakując na brzeg Wisły.
W odległości dwóch kilometrów od nas był ciemny pas lasu. Las - tak bardzo przeze mnie kochany, do którego tęskniłem przez kilka lat, w tym wypadku był zbawieniem, był pierwszą prawdziwą zasłoną w terenie, która nas mogła ukryć. Nie można powiedzieć, żeśmy do tego zbawienia pobiegli; biec nie mieliśmy już sił. Szliśmy przyspieszonym krokiem, ale czasami z braku sił zwalnialiśmy tempo. (…)Dziwne - po raz pierwszy w życiu poczułem zapach lasu z odległości blisko stu metrów. Nasze zmysły dobiegł potężny aromat, przemiły świergot ptaków, powiew wilgoci, zapach żywicy. Wzrok się zagłębiał w bliską już tajemniczość boru. Weszliśmy za kilkanaście pierwszych drzew i legliśmy na miękki mech. Leżąc na wznak wysyłałem ponad wierzchołki drzew myśl, która radośnie zwijała się w wielki znak zapytania. Metamorfoza. Co za kontrast z obozem, w którym, zdaje mi się, przeżyło się tysiąc lat. Szumiały sosny, lekko kołysząc swe ogromne czapy wierzchołków. Niebieszczyły się skrawki przestworzy pomiędzy konarami drzew. Świeciły brylanty rosy na listkach krzewów i traw. Słońce miejscami wnikało złotymi promieniami, rozświetlając życie tysięcy małych istnień - świat żuczków, meszek, motyli. Świat ptaków, jak przed tysiącem lat, nadal tak samo w określonych ramach zwijał się, zbiegał, tętnił własnym życiem. A jednak pomimo tylu odgłosów, panowała tu cisza, cisza ogromna, cisza izolowana od wrzasku ludzkiego, od wszelkich podłostek bliźnich, cisza, w której nie było człowieka. Myśmy się nie liczyli. Dopiero wracaliśmy na ziemię. Do grona ludzi mieliśmy dopiero być zaliczeni. (…)”
***
Opisany dramat rozegrał się dokładnie 65 lat temu - w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku. Następującego po niej ranka, trzej uciekinierzy, którzy „do grona ludzi mieli dopiero być zaliczeni”, szczęśliwie przekroczyli granicę III Rzeszy i znaleźli się w Generalnym Gubernatorstwie. Pomimo licznych niebezpieczeństw – 1 maja w Puszczy Niepołomickiej „Witold” został postrzelony w ramię przez przypadkowo spotkanych Niemców - dzięki pomocy wielu ludzi dobrej woli, Pilecki, Ciesielski i Redzej dotarli do Bochni. Następnie łącznicy przeprowadzili zbiegów do Nowego Wiśnicza. Tam obozowy „Tomasz Serafiński” spotkał rzeczywistego Tomasza Serafińskiego, który okazał się zastępcą dowódcy miejscowego oddziału AK.
***
65 lat od tych wydarzeń rosnące z każdym dniem grono ludzi dobrej woli podejmuje walkę o odzyskanie pamięci o Bohaterze z Auschwitz. W rozpoczętą w styczniu b.r. przez Fundację Paradis Judaeorum akcję pod hasłem „Przypomnijmy o Rotmistrzu” („Let’s Reminisce About Witold Pilecki”) włączają się osoby w różnym wieku, różnych profesji i rozmaitych przekonań. Są wśród nich zamieszkali na kilku kontynentach Polacy, ale także obcokrajowcy bez polskich korzeni. Swój udział w akcji deklarują liczne instytucje. Tym, co łączy wszystkich, jest głębokie poczucie obowiązku. Obowiązku oddania hołdu Człowiekowi, który sprzeciwił się obu totalitarnym potworom XX w. Obowiązku, który nakazuje zrobić, co w naszej mocy, aby Jego postać wydobyć z powszechnej niepamięci. Sprawić, aby nikt z Polaków, ale również żaden z mieszkańców globalnej wioski na pytanie „kto to był rotmistrz Pilecki?” nie rozkładał bezradnie rąk. Dzisiaj – o czym można się przekonać na każdym kroku – w ukochanej Ojczyźnie Rotmistrza, bez trudu można spotkać studenta, księdza, policjanta, strażaka, a nawet pułkownika Wojska Polskiego (sic!), który o „ochotniku do Auschwitz” nie słyszał nigdy. Ośmielam się twierdzić, że ów zastraszający stan rzeczy wszystkim nam przynosi hańbę. Dlatego też należy jak najszybciej naprawić narosłe zaniedbania.
Uporządkujmy fakty. Zainaugurowana w styczniu akcja społeczna obecnie osiągnęła już zasięg globalny. Trzy zasadnicze cele, jakie sobie stawiamy to:
1) upowszechnienie (na całym świecie) „Raportu Witolda" z 1945 r.,
2) lobbing na rzecz superprodukcji filmowej pod (przyjętym roboczo) tytułem „Volunteer for Auschwitz”, oraz
3) ustanowienie 25 maja – 60. rocznicy zamordowania Witolda Pileckiego - święta w Unii Europejskiej: Dnia Bohaterów Zmagań z Totalitaryzmem.
Przywróceniu Rotmistrza świadomości współczesnych służy również szereg działań dodatkowych. Jednym z nich jest apel do dyrekcji Poczty Polskiej z wnioskiem o emisję znaczków upamiętniających rocznice związane z Witoldem Pileckim (zob. List otwarty do Poczty Polskiej) Należą do nich działania wielu środowisk lokalnych i stowarzyszeń oraz pojedynczych osób. Założeniem akcji „Przypomnijmy o Rotmistrzu” jest jej otwartość - zaproszeni są wszyscy. A także dobra wola uczestników. Forma i zakres uczestnictwa zależy w głównej mierze od samych uczestników. Inwencja i kreatywność są wysoce pożądane. Dlatego w ramach inicjatywy mieszczą się zarówno zachęty do lektury „Raportu Witolda” (choćby tylko we fragmentach), jak również dyskusje panelowe i happeningi w Białymstoku, Lublinie, Warszawie, oraz zaplanowane na 21-25 maja uroczystości w Poznaniu. Warto na chwilę zatrzymać się przy ostatnim z wymienionych projektów. Związane z Rotmistrzem obchody, którym patronują Marszałek Województwa Wielkopolskiego, Wojewoda Wielkopolski, Prezydent Miasta Poznania, Rektor Uniwersytetu Adama Mickiewicza oraz Dyrektor Biblioteki Kórnickiej PAN, rozpoczną się w dniu 21 maja uroczystym koncertem pod tytułem „Witold Pilecki in memoriam”. W trakcie koncertu soliści, chór i orkiestra Teatru Wielkiego w Poznaniu wykonają Requiem Giuseppe Verdiego. Następnie planowane jest złożenie kwiatów pod pomnikiem Państwa Podziemnego oraz sesja, która ma przybliżyć postać Witolda Pileckiego, a także sylwetki znamienitych Wielkopolan, którzy podobnie, jak Bohater z Auschwitz stanowią wzór patriotyzmu. Spiritus movens wielkopolskich uroczystości jest pan Tomasz Raczkiewicz, solista-śpiewak Teatru Wielkiego w Poznaniu.
Dzisiejsza rocznica to także odpowiednia chwila, żeby podzielić się szczegółami na temat tego, na jakim etapie znajduje się realizacja głównych celów naszej akcji. Najmniej zaawansowany okazał się lobbing na rzecz superprodukcji filmowej. Jak już pisałem, od listopada ubiegłego roku podjąłem usiłowania zwrócenia uwagi Mela Gibsona na dzieje „ochotnika do Auschwitz”. Jak dotąd, nie otrzymałem odpowiedzi. Trochę lepsze owoce przynosi upowszechnianie „Raportu Witolda”. Wyrazem tego jest zwiększająca się z dnia na dzień lista instytucji (patrz: poniżej tekstu), które włączają się w „przypominanie o Rotmistrzu”.
Inicjatywa zyskała poparcie Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
...oraz Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego.
Natomiast 13 marca otrzymałem informację z Biura ds. Wystąpień i Patronatów Prezydenta RP, iż w „Kancelarii Prezydenta RP rozważana jest kwestia upamiętnienia rocznic związanych z życiem i śmiercią Witolda Pileckiego”. O decyzjach mam zostać powiadomiony niezwłocznie po ich podjęciu.
Z kolei w Wielki Piątek (21.03.08) wystosowałem oficjalne pismo do Prezesa Rady Ministrów, w którym zwróciłem się z prośbą między innymi o:
- poparcie wniosku do Ministra Edukacji Narodowej o wprowadzenie „Raportu Witolda” z 1945 r. do kanonu lektur dla szkół ponadpodstawowych
- poparcie wniosku do Ministra Obrony Narodowej o uwzględnienie świadectwa rotmistrza Witolda Pileckiego w pracy wychowawczo-oświatowej prowadzonej wśród oficerów i żołnierzy Wojska Polskiego
- poparcie wniosku do dyrektora Poczty Polskiej o wyemitowanie okolicznościowej serii znaczków pocztowych, upamiętniających przypadające w tym roku rocznice - 60. rocznicę śmierci rtm.Witolda Pileckiego oraz 65. rocznicę jego ucieczki z KL Auschwitz
- poparcie na forum instytucji Unii Europejskiej projektu ustanowienia 25 maja Europejskim Dniem Bohaterów Zmagań z Totalitaryzmem.
- uczczenie w sposób odpowiedni do rangi tych wydarzeń, rocznic związanych z postacią wielkiego polskiego patrioty, ś.p. Witolda Pileckiego.
Ufam, że przynajmniej niektóre z tych postulatów spotkają się z życzliwym przyjęciem polskiego rządu.
Jeśli chodzi o trzeci z celów głównych naszej akcji, wypada podkreślić, że kwestie związane z upamiętnieniem najwybitniejszego z europejskich Bohaterów Zmagań z Totalitaryzmem spotkały się ze sporym rezonansem. Nikifouros Diamandouros, Europejski Rzecznik Praw Obywatelskich (w liście z 10 marca) inicjatywę upamiętnienia postaci Witolda Pileckiego i bohaterów zmagań z totalitaryzmem przyjął „ze zrozumieniem”. Z Dyrekcji Generalnej ds. Edukacji i Kultury Komisji Europejskiej, otrzymałem pismo (z datą 11 marca) w którym czytamy: „Pan Figel' [Jan Figel' - Komisarz ds.Edukacji, Kształcenia, Kultury i Młodzieży – przyp. MT] chciałby podziękować Panu za zwrócenie uwagi na niezwykłe życie i bohaterskie czyny rotmistrza Pileckiego, który uosabiał podstawowe wartości europejskie, takie jak wolność, demokracja i poszanowanie praw człowieka. Komisarz podziela Pańską opinię, że przez wzgląd na poszanowanie podstawowych wartości europejskich, nie wolno nam zapominać o tym, jak zostały one pogwałcone przez nazizm i stalinizm, i o hołdzie należnym ofiarom i bohaterom, takim jak Witold Pilecki." Z kolei Przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Hans-Gert Pöttering – jak mnie zapewniono - z najwyższą uwagą zapoznał się z propozycjami dotyczącymi upamiętnienia rocznic związanych z Witoldem Pileckim. W liście z 25 lutego, nadesłanym w imieniu Przewodniczącego PE, stwierdzono m. in.: „Unia Europejska jest wspólnotą opartą na wspólnych wartościach. Parlament Europejski jest świadomy poważnych konsekwencji reżimów totalitarnych na świecie i wypowiada się przeciwko wszystkim ograniczeniom podstawowych wolności i demokracji. (…) czarne karty historii naszego kontynentu nigdy nie powinny popaść w niepamięć.”. Z późniejszej wymiany listów dowiedziałem się jednak, że ustanawianie unijnych świąt nie leży w kompetencjach Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Zasugerowano mi natomiast podjęcie starań o uzyskanie wsparcia politycznego ze strony polskich eurodeputowanych. Nie muszę chyba dodawać, że owe starania podjąłem już wcześniej. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że spotkają się one z odzewem ze strony naszych posłów do Parlamentu UE.
Niejako na marginesie warto wspomnieć, o pewnej „modyfikacji”, której doznał mój wniosek o upamiętnienie przez instytucje unijne Bohaterów Zmagań z Totalitaryzmem. Powtórzmy raz jeszcze: rotmistrz Witold Pilecki – co notabene wydaje się oczywiste dla komisarza Jana Figel’a – walczył ze złem o dwu obliczach. Tymczasem w odpowiedzi, jaką otrzymałem z Dyrekcji Generalnej ds. Sprawiedliwości, Wolności i Bezpieczeństwa, zdaje się pobrzmiewać niezrozumienie istoty sprawy, którą dziesiątki lat temu obnażyli Gustaw Herling-Grudziński i Aleksander Sołżenicyn. Dwudziestowieczne zło miało dwie twarze: narodowego socjalizmu hitlerowskich Niemiec i marksizmu-leninizmu, którego apogeum stanowił sowiecki stalinizm. Tymczasem z listu nadesłanego przez Ernesto Bianchi z wymienionej dyrekcji Komisji Europejskiej wynika, że mój wniosek miałby odnosić się jedynie do „bohaterów poległych w walce przeciwko reżimowi nazistowskiemu”…
Być może projekt ustanowienia Dnia Bohaterów Zmagań z Totalitaryzmem będzie miał więcej szans na realizację, jeśli uda się pozyskać przychylność Rady Unii Europejskiej. Ponieważ w chwili obecnej prezydencję sprawuje Republika Słowenii, zwróciłem się do przedstawicieli tego kraju z prośbą o podjęcie na forum Rady Unii Europejskiej działań na rzecz ustanowienia 25 maja nowego unijnego święta. 60. rocznica zamordowania Bohatera z Auschwitz to najbardziej odpowiedni moment, by naprawdę zatroszczyć się o pamięć o najdzielniejszych synach i córkach Europy. Każdy z nas może mieć w tym swój udział.
***
„(...) Na tle dziejów narodu polskiego Witold Pilecki jest postacią szczególną. Wierność ideałom, cnota męstwa, ofiarność i poczucie honoru – te cechy Rotmistrza mogą dla całego społeczeństwa, szczególnie dla młodzieży, być wzorem umiłowania Ojczyzny, nawet za cenę własnego życia. W trudzie nieustannego budowania wolności potrzebna jest także głęboka świadomość własnej historii, wszak „... narody tracąc pamięć, tracą życie ...".(...)" - fragment listu ks. prof. Stanisława Wilka – rektora KUL
„(...) z wielką przyjemnością informuję Pana że na spotkaniu Prezydium Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii wniosek poparcia akcji społecznej przybliżenia współczesnym postaci i świadectwa ś.p. Witolda Pileckiego został jednogłośnie poparty. Gratulujemy Fundacji Paradis Judaeorum wspaniałej inicjatywy. (...)” - z listu Jana Mokrzyckiego, prezesa Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii
“Thank you for that. I will write a piece for the 60th anniversary of his death for the section “Saints and great people” - Patrick Duffy - Editor and Special Projects Officer, CatholicIreland.net
"Thanks, Michal, for telling us about this great Catholic hero from Poland. We will pass along the info and let others know." - Marcellino D'Ambrosio, Crossroadsinitiative.com
“Thank you for spreading the word about Witold Pilecki. Thanks especially for the list of resources. Dzienkuje” - Bob Zyskowski - President, Catholic Press Association of the United States and Canada
niedziela, 27 kwietnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Co jest z tym widżetem w lewym pasku nawigacyjnym?
Prześlij komentarz